26 października 2011

Rutkowska: Wendo zmienia swiadomość


Agnieszka Wiśniewska: Co Wendo ma wspólnego z feminizmem?


Ewa Rutkowska, trenerka Wendo: Gdy Wendo dotarło do Polski, uczył się go głównie ruch feministyczny. Mnie na Wendo wypchnęła Magda Środa, która była moją promotorką. Opowiadała mi o tym bezustannie, że świetne, że też muszę iść. Magda sama była na kursie dwa razy i była bardzo zadowolona. Ja w ruchu feministycznym, kiedy odbywały się pierwsze Wenda – nie byłam i było mi jakoś przykro. Dopiero na piątym roku trafiłam na ogłoszenie krakowskiej eFKi o kursie trenerskim. Pisałam pracę magisterską, miałam jakieś inne plany życiowe i Wendo je wszystkie zmieniło. Jak zdecydowałam się na kurs, zrezygnowałam z szeregu innych rzeczy.

Kto was uczył?

Przez długi czas Wendo przyjeżdżało do Polski z Niemiec. Kursy były drogie – trenerki musiały dostać wynagrodzenia, zwroty kosztów podróży, a miały kawałek do przejechania, dochodziły koszty materiałów warsztatowych, „łap” do ćwiczeń* („łapy” służą do ćwiczenia ciosów, chronią przed uderzeniami, ale dają też możliwość trenowania bez stresu, że uszkodzi się ćwiczącą z nami koleżankę. – AW). Trzeba było szukać sposobów na finansowanie warsztatów. Dlatego eFKa wymyśliła, żeby zrobić kurs dla polskich trenerek. Jest nas szesnaście, piętnaście czynnych.

Pierwszy kurs był mocno elitarny. Dostało się nas tyle, ile się dostało – liczba miejsc była ograniczona. Nie wszystkie wywodziłyśmy się ze środowiska feministycznego. Myślę, że wiele kobiet chciało uczestniczyć w kursie trenerskim, ale warunki były takie, a nie inne.

Pamiętasz pierwsze kursy?

Tak. Bardzo trudno mówiło się wtedy o przemocy. To było tak ciężkie, że na niektórych zajęciach bałyśmy się tykać tych tematów. Uczestniczki mówiły nam: „Nie, nie. To nas nie dotyczy. Przemoc to margines, pojawia się tak, gdzie jest alkohol…

…bieda

…Polska B”. Tematyka przemocowa, dyskryminacyjna była odrzucana. Nie przekonywały statystyki, dane.

Pierwszy kurs trenerski w Polsce odbył się 10 lat temu.

Zaczął się w 2001 roku, skończył w 2003. Ostatni rok był już czasem, kiedy my prowadziłyśmy zajęcia, a trenerki niemieckie nas tylko kontrolowały.

Co się przez te 10 lat zmieniło?

Dużo. Teraz, jak rozmawiamy o mitach i faktach na temat przemocy, w niektórych grupach żadna z kobiet nie ma wątpliwości, co jest prawdą, a co nie. Oczywiście, na Wendo przychodzą często kobiety bardzo świadome. Nie jest to jednak reguła. Nadal powtarzane są opowieści o tym, że istnieje określony tym gwałciciela, że gwałty zdarzają się tylko w ciemnych uliczkach, a o gwałtach w domu się milczy. To są trudne tematy, dotykają sfery prywatnej, osobistych historii.

Robiłam z Joanną Piotrowską wiele warsztatów dla kobiet doświadczających przemocy w domu. I nawet one, po terapii, po teoretycznym przerobieniu tematu, miały problemy z mówieniem o przemocy.

Czy inaczej pracuje się z dziećmi?

Ja i Joanna Piotrowska pracujemy z gimnazjalistkami i z małymi dziewczynkami. To dwie zupełnie inne grupy. Dziewczyny z gimnazjum mają już taką podstawową wiedzę, że „nie znaczy nie”, ze nikt nie ma prawa przekraczać ich granic fizycznych. Jak zaczynałyśmy pierwszy kurs z dziewczynkami, to była ziemia nieodkryta. Dziś wiele się zmieniło.

Od razu były kursy dla dziewczynek?

W Niemczech tak. Tam Wendo w wielu landach jest częścią zajęć w-f dla dziewczynek. U nas jest inaczej. Próbowałyśmy z Joanną Piotrowską wejść do szkół, ale udawało się to średnio. Zgłosiło się kilka szkół społecznych.

Czemu mówisz, że gimnazjalistki i małe dziewczynki to dwie różne grupy?


Różnica jest kolosalna. U gimnazjalistek widać wyraźnie wpadnięcie w kanał socjalizacji. Nastolatki nie chcą krzyczeć. Dziewczynki siedmio-dziewięcioletnie drą się w niebogłosy.

Opowiem anegdotę kosztem Joanny Piotrowskiej. Robiłyśmy zajęcia, na których dziewczynki miały się wspólnie obronić. Joanna Piotrowska nie jest może osobą dużą, ale na pewno większą od tych dziewczynek, które ją przewróciły, nawrzeszczały na nią. Z nastolatkami jest większy kłopot. Jeszcze nie mają świadomości, którą mają dorosłe kobiety, że krzyk jest pomocny i w sytuacjach podbramkowych może być obroną. Boją się, wstydzą, uważają, że krzyk zagraża jakiemuś konstruktowi kobiecości, że to zachwieje ich wizerunkiem. Strasznie trudne jest pokazywanie im celowości krzyczenia.

Jakie jeszcze zmiany przez te lata obserwujesz?

Mam poczucie, że przez te wszystkie lata pracy z Wendo, zmieniła się świadomość kobiet na temat profilaktyki przemocy. Jest lepiej.

Feminizm?

Rzadko używam słowa na „f”. Nie chce narzucać kobietom jakieś tożsamości. WenDo wyrasta jednak z korzeni feministycznych i jest w zasadzie feministyczną refleksją. Na samym początku słowo „feminizm” wzbudzało niechęć wśród kobiet, dziś chyba feminizm wszedł do mainstreamu, bo nie spotykam się już z takimi reakcjami.

Świadomość dyskryminacji?

To, że kobiety są w gorzej traktowane na rynku pracy, że istnieje coś takiego, jak molestowanie seksualne w pracy – to jest już wiedza powszechna.

Na kursie Wendo tak samo ważne było pokazanie kobietom jak walnąć, co przekonanie, że dadzą radę walnąć.

Naprawdę uważam, że statystyczna kobieta może pokonać statystycznego napastnika. Może nie masą, ale samym tym, że w ogóle podejmie decyzję, żeby uderzyć. To zresztą widać jak kobiety się rozkręcają podczas kursu – najpierw biją lekko, a potem walą z całych sił. Widzą, że inne kobiety walą, że jak się walnie mocno, to się nic wielkiego nie stanie, no może tylko ręka zaboli. Wendo wyjmuje z kontekstu, w którym kobiecie nie wypada, kobieta powinna być skulona i zajmować jak najmniej miejsca. Dlaczego stajemy podczas warsztatów szeroko na nogach? Żeby właśnie nie zajmować jak najmniej miejsca. I widziałaś, jak to działa.

To prawda.

Kobiety z godziny na godzinę walą pewniej i lepiej.

I mocniej.

I widzą, że technika nie jest tak istotna, istotne jest skoncentrowanie się i wykorzystanie całej swojej energii.

Dlatego przełamywanie deski jest na początku.

To nie jest test na zakończenie, ale właśnie pokazanie na starcie, że masz w sobie potencjał.

A teraz nauczymy się, jak go uruchomić i wykorzystać.

Tak.

Nie tylko wtedy, kiedy ktoś chce ci ukraść torebkę, ale też kiedy rzuca ci seksistowskie zaczepki.

Ważne jest, żeby kobiety uświadamiały sobie, że kiedy naruszana zostaje jakaś granica, której naruszania sobie nie życzą, mogą reagować. Może nie zmieni to świata, może facet dalej będzie opowiadał seksistowskie dowcipy i zaczepiał inne kobiety, ale ty możesz sobie tego nie życzyć i masz prawo się bronić. Albo odpuścić. To zawsze jest twoja decyzja. Jeśli decydujesz odpuścić, twoje prawo; jeśli decydujesz reagować, także masz do tego prawo. Nawet jeśli nic nie wskórasz, nie wrócisz do domu z gulą w gardle, powtarzając sobie: „świat jest podły”.

Ile mniej więcej przeszkolono kobiet przez te 10 lat?

O matko, nie wiem. Każda z nas odbyła ok. 500 – 800 kursów. Po 12 godzin każdy. Jakieś 12 – 15 osób w grupie. Kilka tysięcy?

Chyba kilkanaście. Będą kolejne kursy trenerskie?

Są takie plany. To by dobrze zrobiło Wendo, może pojawiłyby się trenerki w miastach, w których teraz ich nie ma.

— -
W październiku odbyły się ostatnie z cyklu dwudniowych darmowych warsztatów Wendo zorganizowanych w Białymstoku przez Klub Krytyki Politycznej. W pięciu weekendowych warsztatach uczestniczyło łącznie ok. 80 kobiet.